Nie wierzyli, że będzie z tego biznes. Zuzanna Stańska stworzyła aplikację o sztuce

Aplikacja DailyArt codziennie pokazuje jeden obraz wraz z krótkim opisem. Miesięcznie korzysta z niej 850 tys. osób na całym świecie. Jej pomysłodawczynią i założycielką jest Zuzanna Stańska. – Chciałam pokazać odbiorcom, że są uprawnieni do oglądania sztuki, nawet jeśli nie posiadają żadnej wiedzy na jej temat – mówi w rozmowie z WP Kobieta.
Zuzanna Stańska jest nominowana w 4. edycji plebiscytu #Wszechmocne w kategorii Biznes. Jest założycielką aplikacji DailyArt, w której użytkownicy codziennie poznają jeden nowy obraz, a także serwisu DailyArt Magazine.
Oliwia Rybiałek, dziennikarka Wirtualnej Polski: Skąd wzięła się u ciebie miłość do sztuki?
Zuzanna Stańska, twórczyni aplikacji DailyArt: To był czysty przypadek. Wszystko zaczęło się zupełnie banalnie, bo chodziłam do szkoły, w której były zajęcia z historii sztuki i okazało się, że szybko przyswajam tę wiedzę.
Historię sztuki traktowałaś jako pasję. Czy kiedykolwiek myślałaś, że zrobisz z tego biznes?
Nigdy nie myślałam, że kiedykolwiek zajmę się tym zawodowo, tak samo jak nie sądziłam, że będę prowadzić własny biznes. Chciałam pójść na studia z historii sztuki zaraz po liceum, ale wybrałam stosunki międzynarodowe. Na trzecim roku stwierdziłam, że pójdę na tę historię sztuki dla przyjemności i jednocześnie próbowałam znaleźć pracę w zupełnie innych branżach.
Tak w 2011 roku trafiłam do funduszu inwestycyjnego i świata start-upów. Wtedy smartfony zaczynały być popularne, a muzea chciały tworzyć aplikacje dla zwiedzających. Gdy pół roku później zdobyłam pierwszego klienta na taką aplikację, wpadł mi do głowy pomysł na DailyArt. Ale nigdy nie myślałam, że będę na tym zarabiać. Nawet nie wiedziałam, jak na tym zarabiać. Przez wiele lat aplikacja była darmowa, a potem kosztowała dolara – była to jednorazowa opłata na całe życie. Wtedy utrzymywałam się z robienia produktów cyfrowych dla muzeów i instytucji kultury. Po siedmiu latach zmieniłam podejście i DailyArt zaczął na siebie zarabiać.
Na początku pewnie było sporo głosów, które mówiły, że sztuka się nie spienięży?
Słyszałam takie komentarze, że po historii sztuki "wyląduję pod mostem". A jeśli chodzi o DailyArt... To nie jest Facebook ani Uber. Ale mamy szerokie grono odbiorców na całym świecie, stąd utrzymujemy się bez zewnętrznego finansowania. Natomiast najśmieszniejszy komentarz, jaki usłyszałam na temat samego produktu był taki, że przecież kiedyś skończą mi się obrazy i co wtedy? Na szczęście przy założeniu, że pokazujemy codziennie tylko jeden nowy obraz, dzieła sztuki raczej nigdy nam się nie skończą.
Punktem zwrotnym dla twojego biznesu było uruchomienie w aplikacji różnych wersji językowych.
Przez wiele lat myślałam, że skoro większość świata mówi po angielsku, to nasze teksty o sztuce, pisane bardzo przystępnym językiem - bo unikamy encyklopedycznego żargonu, będą wystarczające. Ale ludzie chętniej czytają w swoim ojczystym języku. Ta zmiana sprawiła, że aplikacja stała się popularniejsza, a my zaczęliśmy dużo więcej zarabiać. To był absolutny "gamechanger" (z ang. rewolucyjny element zmieniający zasady gry – przyp.red.).
Jaka intencja stoi za DailyArtem?
Naszą podstawową misją jest to, by pokazać sztukę jako coś, co może upiększyć świat wokół, sprawić, że ludziom żyje się przyjemniej, ale też skłonić do refleksji albo odszukania w sobie pewnych emocji. Zawsze też chciałam pokazać naszym odbiorcom, że są absolutnie uprawnieni do oglądania sztuki, nawet jeśli nie posiadają żadnej wiedzy na jej temat.
Co więcej, staramy się promować dzieła sztuki, których nie ma w naukowym kanonie. Podczas studiów z historii sztuki przewijają się konkretne nazwiska – wielcy artyści, którym trzeba, przysłowiowo, składać pokłony. A polscy symboliści, skandynawscy impresjoniści czy czarnoskórzy artyści w Stanach Zjednoczonych? Tematem rzeką są też kobiety artystki, których zazwyczaj brakuje w książkowych opracowaniach. Wiesz, że w jednej z najsłynniejszych książek o historii sztuki autorstwa Ernsta Gombricha wspomniana jest tylko jedna kobieta? Dlatego staramy się pokazywać artystów i artystki, dla których nie ma miejsca na akademiach, w podręcznikach czy często też na wystawach.
Co byś powiedziała kobietom, które boją się zaryzykować i otworzyć własny biznes?
Strach w biznesie w dużej mierze łączy się z tym, że robi się coś wbrew sobie i narusza się w ten sposób własne poczucie bezpieczeństwa. Mnie najbardziej pomogło to, że mogłam iść we własnym rytmie. Nie chciałam mieć wspólników czy inwestorów. Ta decyzja może trochę "poddusiła" DailyArt na początku, ale wszystko ma swoją cenę i konsekwencje. Dzięki temu DailyArt mógł sobie dojrzewać w tempie, którego ja potrzebowałam.
Uważasz, że nowe media i nowoczesne technologie są przyszłością sztuki?
Moim zdaniem sztuka jest bardzo fizyczna, którą najlepiej ogląda się, gdy ma się ją bezpośrednio przed oczami. To jest jak z słuchaniem muzyki na koncercie albo w domu na głośniku – niby to samo, a jednak zupełnie inne doświadczenie. Teraz możesz wejść na stronę internetową muzeum czy otworzyć DailyArt i zobaczyć obraz w dobrej rozdzielczości, przybliżyć go sobie. Ale ekran nie zastąpi wizyty w muzeum. Nowe media mogą ułatwić rozpowszechnianie wiedzy z dziedziny sztuki. Określiłabym je bardziej mianem narzędzia.
Możesz zdradzić plany na najbliższą przyszłość?
Obecnie mamy uruchomione 24 wersje językowe, ale chcemy mieć ich więcej. Będziemy próbować z kolejnymi językami skandynawskimi, bo na razie mamy tylko szwedzki. Na to potrzeba czasu, ponieważ nasze treści tłumaczą ludzie, a nie sztuczna inteligencja. Tłumaczenia naszych tekstów muszą być najwyższej jakości, bo mierzymy się ze specyficzną materią. Oprócz kwestii faktograficznych pojawiają się także te interpretacyjne.
Natomiast nasz największy plan związany jest z Chinami, skąd pochodzi około 40-45 proc. naszych użytkowników. Nie da się ukryć, że jest to kraj cyfrowo odizolowany od reszty świata, dlatego korzystanie tam z DailyArtu jest utrudnione. Rozwiązanie tych problemów będzie dla nas dużym skokiem biznesowym.
Czy czujesz się kobietą wszechmocną?
Wszechmocna chyba się nie czuję, ale na pewno czuję się mocna. Czuję, że mogę na sobie polegać. Wiem, że mogę dużo znieść i ogarnąć. Ale to jest oczywiście kwestia doświadczenia.
Rozmawiała Oliwia Rybiałek, dziennikarka Wirtualnej Polski.