#wszechmocne

W firmie zatrudnia same kobiety. Wpadła na pomysł, jak je docenić

Autor: Aleksandra Sokołowska / Data: 04.09.2023
Marta Lech-Maciejewska

Marta Lech-Maciejewska, w sieci znana jako SuperStyler, od lat jest blogerką i influencerką. Ponieważ o kobietach, ich problemach i emocjach ma dużo do powiedzenia, postanowiła przelać to na jedwab. I zaprojektować apaszki. Oprócz pięknych kolorów i najlepszego materiału mają też misję, pokazują historie. Kobietom pracującym w jej firmie oferuje 4-dniowy tydzień pracy i urlop menstruacyjny.

Aleksandra Sokołowska, WP Kobieta: Projektujecie apaszki z przesłaniem. Czym inspirowała się pani do ich stworzenia?

Marta Lech-Maciejewska, blogerka, właścicielka marki Spadiora: Geneza naszej marki, jej idea i odwaga wynikają z tego, że to nie był projekt nastawiony na zysk. Gdyby tak było, to nasze działania byłby ostrożniejsze. Razem z mężem prowadzimy bloga od dziewięciu lat i z tego się też utrzymujemy. Chcieliśmy stworzyć coś z poczucia misji, dla innych. Tego trochę brakowało nam w życiu. I tak zrodził się pomysł na markę Spadiora.

Pewnie łączy się z tym jakaś historia?

Parę lat temu na Lazurowym Wybrzeżu mąż kupił mi apaszkę Hermes. Była piękna, luksusowa, droga. Chciałam ją nosić, ale nie wiedziałam, jak ją wiązać, więc szukałam informacji w Internecie. Filmiki i tutoriale bardzo mi pomogły i nauczyłam się tego. Cały ten proces pokazywałam na swoim profilu na Instagramie. Wtedy moje obserwatorki stwierdziły, że bardzo im się to podoba, ale, że promuję dodatek, na który nie stać Polki.

Radziły, żebym zrobiła coś swojego, a one to kupią. I tak się stało. Wiedzieliśmy, że w Polsce noszenie apaszek nie jest popularne, rynek nie był duży. Dlatego robiliśmy to z innych pobudek. I myślę, że dzięki temu jesteśmy wiarygodni i nasze działania dają efekt. Marka Spadiora nie jest jak szarlotka – nie każdy musi ją lubić. Ale jedno jest pewne: otwieramy dyskusję, pokazujemy problem, nagłaśniamy, zmuszamy do refleksji.

I wyrażacie poglądy...

Nasza apaszka ma wyrażać poglądy w sposób niemy. Kobiety mają z tym problem. Może nie w Warszawie, ale w innych miejscach Polski już tak. Okazało się, że bardzo często noszenie tych apaszek pomaga naszym klientkom zająć jasne stanowisko, wyrazić siebie i swoje zdanie. We współczesnej modzie nie ma wielu tego typu marek, a szkoda. Moda świetnie nadaje się do podkreślenia swojego ja.

Czytaj też: #Wszechmocne. Firmę prowadzi z mamą, babcią i bratem. "Miałam 200 zł na start"

Jedna z bardziej popularnych to wzór nazwany "Polki 2.0". Czy stworzyła pani ją po wydarzeniach zeszłej jesieni i sytuacji, w której znalazły się kobiety?

Tak. Uważam, że znalazłyśmy się w takim momencie i w sytuacji, że nie możemy już powiedzieć, że nie interesuje nas polityka. Gdy kobiet realnie to dotyka, muszą zabrać głos. "Polki 2.0" to apaszka, która mówi, że ostatni rok nauczył nas siły i determinacji. Musiałyśmy się zjednoczyć. Niezależnie od poglądów politycznych, religii, wartości, które wyznajemy. Stanęłyśmy ramię w ramię, bo tylko tak mogłyśmy pokazać, że coś jest na rzeczy. I ta nasza moc jest niedoceniana.

Zaprojektowała pani też dość kontrowersyjną apaszkę. "Nazywaj ją, jak chcesz", o której mówi pani "cipka".

Jestem seksuologiem z wykształcenia. Temat tego, że nie potrafimy używać słowa cipka, zawsze mnie drażnił. Podam taki przykład. Na studiach brałam udział w terapii par. Wtedy też na każdym spotkaniu z parami ustalałyśmy wspólny język. Żeby dana para swobodnie mogła mówić o swoich problemach. A te były różne. Np. ból podczas seksu. Kiedy kobiety o tym mówiły, to były zawstydzone. I słyszałam stwierdzenia typu: "boli mnie tam". Wtedy umawiałyśmy się, że jeśli kobietę krępuje słowo cipka, to niech mówi np. cytryna. Z mojej obserwacji wynikało, że penis nie potrzebował zamiennika, ale cipka już tak. I tego słowa wstydzą się i kobiety, i mężczyźni.

Ale też sama się na tym złapałam. Kiedy kilka lat temu syn zadał mi pytanie, dlaczego nie mam siusiaka, to opowiedziałam, że mam… cytrynę. Byłam na siebie zła. Wzięłam następnego dnia syna na rozmowę i powiedziałam, że kobieta ma cipkę. Nie cytrynę.

Dlaczego boimy się tego słowa?

Język jest tkanką żywą, też przechodzi ewolucję, wraz z tą kulturową. Niektóre słowa kiedyś nas bulwersowały, dziś są w codziennym języku. Musimy to oswajać, ale nazywajmy rzeczy po imieniu. Zrobiłam ankietę wśród znajomych mi mam i okazuje się, że cipkę nazywamy: pierożek, bułeczka, pipcia i uwaga: skarbonka. Już nie chciałam dociekać dlaczego. Mamy ogromną potrzebę szukania słów zamiennych na słowo cipka. A niepotrzebnie.

Jak odebrały to pani klientki? Oswoiły się trochę z cipką?

Przyznam, że ten wzór cieszy się popularnością. Kobiety ją kupują, noszą, widać, że wywołuje to w nich emocje. Często do mnie piszą, pokazują, jak otwierają paczki z apaszką. Zwracają uwagę na problemy np. z seksem, z edukacją, ze swoją kobiecością. W takich wiadomościach mogę przeczytać np., że nigdy się nie masturbowały albo mają problemy w łóżku z partnerem.

Prowadzi pani firmę razem z mężem. Zatrudniacie tylko kobiety. 4-dniowy tydzień pracy to forma podziękowania?

Kiedyś, będąc na urlopie, zastanawialiśmy się co dać naszym współpracowniczkom, żeby je jeszcze bardziej docenić. Możemy im dać kolejną podwyżkę, co robimy regularnie. Ale co więcej? Dla mnie jako mamy najbardziej drogocenną rzeczą jest czas. Pandemia też nam to pokazała. W naszej firmie już od dwóch miesięcy pracujemy 4 dni w tygodniu, czyli 32 godziny. Nie widzimy spadku produktywności, a wręcz odwrotnie - większą motywację do pracy i zadowolenie z niej. Widzimy, że pracownikom zależy, bo wiedzą, że nikt inny w tym kraju trzeciego dnia wolnego im nie da. Przy pełnej pensji.

Zobacz także: Wygrała milion w "Milionerach". Rzuciła pracę w marketingu, teraz jest groomerem

Do tego wprowadziliście urlop menstruacyjny.

Każda z kobiet pracujących w Spadiorze może wziąć urlop menstruacyjny bez tłumaczeń. Ja sama bardzo źle znoszę miesiączki. Pracowałam w korporacji przez wiele lat i nieważne, w jakim byłam stanie, musiałam chodzić do pracy, a do tego nienagannie wyglądać i uczestniczyć w spotkaniach. A źle się czułam, bo miałam okres. Marzyłam o tym, żeby wrócić do domu i zaszyć się pod kołdrą.

Pomyślałam, że nie ma sensu przetrzymywać współpracowniczek, jeśli np. czują się tak źle, jak podczas okresu. Mogę sobie na to pozwolić, bo mam fajny zespół. Ale zdaję sobie z tego sprawę, że jest to pole do nadużyć. U nas jest to oparte na wzajemnym zaufaniu. Zatrudniamy dwie kobiety, które z góry powiedziały, że one mają takie miesiączki, że nie przeszkadzają im w funkcjonowaniu. I tego urlopu nie będą brać.

Jesteście za szczepieniami przeciwko COVID-19 i postanowiliście dać zniżkę osobom, które przy zakupie online, pokażą swój paszport covidowy. Co stało się później?

Zrobiliśmy to, bo pamiętamy nasz strach z marca ubiegłego roku, o bliskich i rodziców. Ja jestem z Mazur, z gminy, gdzie zaszczepiło się tylko 19 proc. mieszkańców. Pamiętam też, jak przechorowałam COVID-19 i przeszłam później zapalenie mięśnia sercowego. Bałam się też o nasz biznes. Mam to w głowie do dziś.

Ta promocja nie jest wycelowana w segregację. Jest dla ludzi w podziękowaniu za to, że się zaczepili.

Ludzie niezaszczepiani kupują nasze apaszki po normalnych cenach. Obejmują ich też pozostałe promocje. To jak ze zniżką np. dla studentów. To nie jest uderzenie, w tych którzy się nie szczepią. Pomyślałam, że wykażemy się prospołeczną postawą. Tak powinna wyglądać społeczna odpowiedzialność biznesu. Wielu specjalistów od marketingu i z branży PR pochwaliło nas za tę akcję. Mnóstwo osób skorzystało i korzysta z tej promocji, co bardzo nas cieszy.

Pani mąż na InstaStory powiedział, że w życiu nie spotkał Was taki hejt.

My promujemy szczepienia od zawsze. Nawet jak nie było COVID-u. Szczepionka to wspaniały wynalazek ludzkości, szczepimy swoje dzieci i takie najazdy antyszepionkowców mieliśmy na nasze social media już nie pierwszy raz. Pojawiły się nawet groźby, których oczywiście nie zostawimy bez odpowiedzi. Osoby, którym nie spodobał się pomysł, zaatakowały nasze profile firmowe w sieci. Pojawiły się złe opinie o nas i o produktach, które oferujemy. Od ludzi, którzy nawet ich na oczy nie widzieli. To nie było fair. Oczywiście wszystko udało się usunąć. Tym razem jednak uderzyła nas nie ilość hejtu, a zaciętość osób, które postanowiły zniszczyć nam biznes.

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!