Joanna Banaszewska: Powiedziałam sobie, że nie chcę być biedna
Prowadzi trzy firmy i nie zwalnia tempa. Joanna Banaszewska jest idealnym przykładem, że warto podążać za marzeniami i słuchać swojej intuicji.
Patrycja Ceglińska-Włodarczyk, dziennikarka Wirtualnej Polski: Czujesz się dziś silną kobietą?
Joanna Banaszewska: Dobrze, że spotykamy się dzisiaj, bo dzisiaj ją czuję. Z perspektywy czasu, mogłabym się nazwać wszechmocną i rok, i dwa lata temu, ale dziś naprawdę to czuję. Idą za tym zmiany w głowie, wewnętrzny spokój. Przez ostatnie lata towarzyszyło mi dużo niepokoju, niezbadanych emocji, których źródła nie mogłam znaleźć.
Dzisiaj rozwijasz równolegle trzy firmy. Spore wyzwanie!
Ostatnio dostałam pytanie na Instagramie, na które nie zdążyłam odpowiedzieć, czy nie wolałabym rozwijać jednej firmy porządnie niż trzy po trochu. Nie zawsze jednak możemy działać tak jak chcemy. Prawda jest taka, że podejmujemy decyzje na podstawie tego, jakie mamy karty na ręku. Tylko ja wiem, jakie te karty mam. Nikt dookoła tego nie widzi. W trakcie uruchamiania marki odzieżowej i bezalkoholowych alkoholi, remontowałam dom na wsi, który wynajmuję. To są rzeczy, które od dawna miałam w głowie, ale to było niesamowicie obciążające psychicznie. Mimo, że każdy z tych projektów wystartował w innym czasie, to punkt kulminacyjny wystąpił w lecie tego roku. Do dziś nie wiem jak to zrobiłam!
Nominacja w plebiscycie jest pięknym podsumowaniem moich rocznych działań. To właśnie rok temu zrobiłam sobie rachunek sumienia, zastanowiłam się, co chcę robić i jak komunikować. Wówczas zdecydowałam, że ten rok będzie czasem na mój rozwój jako przedsiębiorczyni.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W sieci wielokrotnie pokazywałaś, jaką drogę przeszłaś na przestrzeni lat. Od graficzki, przez osobę doradzającą innym w kwestii rozwoju social mediów do kobiety prowadzącej trzy firmy. Dużo wyrzeczeń pojawiło się na twojej drodze?
To były dziesiątki, jak nie setki wyrzeczeń. Nie mam pojęcia, co to jest studenckie życie, nie mam pojęcia, co to są imprezy do białego rana ze znajomymi, nie mam nawet silnych więzi i relacji z czasów studenckich. Z moją najlepszą przyjaciółką, wręcz siostrą - Agatą - poznałyśmy się w czasie studiów, ale to by było na tyle. Bardzo szybko musiałam wybierać.
Ja nie pochodzę z biednego domu - tego nie mogę powiedzieć. Zawsze były u nas lepsze i gorsze momenty, jak u każdego, ale ja sobie bardzo szybko powiedziałam, że nie chcę nigdy być biedna. I każdego dnia, podejmując każdą decyzje, pamiętałam o tym. Uważam, że zarabianie pieniędzy może być celem, ale często wydaje nam się to próżne i głupie.
Mówienie: "nie chcę być biedna" również jest niepopularne.
Nie chcę, żeby mi starczało. Chcę zarabiać. Chcę pozwalać sobie na przyjemności, podróżować, zapewnić moim dzieciom to, czego potrzebują. Pamiętam jak pierwszego MacBooka kupowałam na raty, pamiętam jak dziewczyny ze studiów chodziły na plac Zbawiciela na kawę i ciasto, a ja myślałam sobie, że nie mam takich pieniędzy. Zarabiałam wtedy 10 zł na godzinę jako niania, więc jakbym codziennie chodziła do kawiarni, nie stać by mnie było na najpotrzebniejsze produkty do szkoły plastycznej. Wiesz jaki drogi był brystol, farby akrylowe? Na to wszystko musiałam zarobić. Pamiętam, jak płakałam, gdy ktoś mi ukradł zapas papieru. A wszystko miałam wyliczone.
Nigdy jednak nie narzekałam, miałam w sobie dużo wdzięczności. Ostatnio nawet rozmawiałam ze znajomym, któremu opowiadałam, że gdy pracowałam za granicą jako niania, zarabiałam 80 euro tygodniowo. Jego reakcja? "Ojej, to musiało być ci ciężko". A ja się czułam, jakbym Pana Boga za nogi złapała. Zarabiałam 80 euro tygodniowo! Mieszkanie i wyżywienie opłacała rodzina, u której pracowałam. Jak ja sobie kupiłam sukienkę w Zarze za 14 euro, czułam się jak bogaczka. Po dziś dzień szanuję pieniądze. Doskonale znam ich wartość.
Dziś jesteś bogata?
Gdy patrzę na wyniki swoich wszystkich działalności, mogłabym mieć dom na Mokotowie, jeździć o wiele lepszym autem jak nie dwoma, ale ja wydaję pieniądze na piękne życie i dużo inwestuje. Głównie na podróże czy swoje pomysły biznesowe. Czasem mam wyrzuty sumienia, że ktoś ma dom bez kredytu albo drugie mieszkanie, a potem sobie przypominam, że wybrałam inne życie.
Latam po świecie jak nienormalna, korzystam, doświadczam i nie pcham pieniędzy w skarpetę. Na koncie mam 5 tys. zł, bo wszystko, co mam, inwestuję. Liczę, że przyjdzie moment, gdy nie będę musiała aż tak ciężko pracować. Często mówię żartobliwie, że tyle pracuję, bo jestem leniwa i chciałabym szybko skończyć pracować. Czuje, że te projekty, które obecnie rozwijam mi na to pozwolą.
Mówisz otwarcie o biznesie. Pamiętam jak ogłosiłaś, że zamykasz firmę Instacademy i wprost powiedziałaś, że nie przynosi ona oczekiwanych zysków. To nie jest popularne w mediach społecznościowych.
Chcę pokazywać w sieci prawdziwy backstage biznesu. To nie jest łatwe. Na co dzień jesteśmy karmieni idealnymi obrazkami, które często odstają od rzeczywistości. Sama podziwiałam dziewczyny, które odnosiły niesamowite sukcesy biznesowe, a ja myślałam sobie, że moje osiągnięcia to nic. Gdybym usiadła i karmiła się tymi emocjami na co dzień, to pewnie wielokrotnie zatrzymałabym się w miejscu. Chce pokazywać, że prowadzenie biznesu to ciągłe wzloty i upadki.
To nie jest łatwy kawałek chleba.
Zdecydowanie nie. Zwłaszcza, że póki co nie mam rozbudowanych zespołów odpowiadających za poszczególne elementy tej układanki. Wiele spoczywa na mnie, co jest dużym obciążeniem zarówno fizycznym, jak i psychicznym. Nie tylko muszę dbać o rozwój tych firm, ale biegam też do paczkomatu i targam paczki, zajmuję się papierologią, wystawiam faktury, zajmuje się produkcją, jednocześnie nie mogę zapominać o profilu w mediach społecznościowych, który jest moją główną odnogą biznesową, która finansuje pozostałe projekty!
Warto ryzykować w biznesie?
Myślę, że w ogóle w życiu warto ryzykować. Nie wiem, co myślą ludzie na łożu śmierci, ale gdy ja sobie to wizualizuję, to chyba myślałabym o tych momentach, kiedy nie zaryzykowałam. Bardzo szybko do tego doszłam. Jest kilka momentów w moim życiu, kiedy nie zaryzykowałam, ale również i takich, kiedy postawiłam wszystko na jedną kartę. Bilans jest taki, że kiedy podjęłam ryzyko, zawsze za rogiem czekało na mnie coś ciekawego. Nie mówię, że tylko dobrego, ale zawsze to był jakiś krok milowy.
Po dziś dzień żałuję jednak tych momentów, gdy wycofałam się i nie zaryzykowałam. W biznesie można też to ryzyko oszacować. Wiem, jakie mamy zasoby, finansie, umiejętności. To nie jest rosyjsa ruletka.
Czasem jednak można się przeliczyć.
Tak, to prawda. Pamiętam jak wiosną miałam 50 tys. zł na koncie i po miesiącach prób mogłam wyprodukować bardzo niewielką liczbę moich produktów bezalkoholowych. Pojawiło się pytanie: produkujemy czy nie? Taka produkcja trwa wiele tygodni, więc musiałam szybko wykalkulować, który mamy dzień miesiąca, kiedy to do mnie spłynie, czy to ma sens. Będąc w Hiszpanii, przelałam wszystko i zostałam bez grosza. Wszyscy, którzy wiedzieli, że podejmuję tę decyzję, pytali mnie, czy jestem pewna, że to dźwignę. Oczywiście, że nie, ale wiedziałam, że od wielu miesięcy nad tym siedziałam, a nie miałam w ręku fizycznego produktu.
Miałam dużą potrzebę, żeby to się zmaterializowało. Musisz wiedzieć, że dopiero teraz w październiku odkuję się po podjęciu tej decyzji. Co miesiąc dzwoniłam do banku, żeby wyliczyli mi nową ofertę kredytu obrotowego. Nikt nie wiedział, z jakim borykam się stresem. Dzwoniła do mnie księgowa, informując, ile mam pieniędzy i że muszę wybrać, co opłacamy. To nie są rzeczy, którymi się pochwalisz, ale warto o nich mówić.
Dlaczego?
Myślę, że ludzie nie doceniają doświadczeń innych osób. A gdy posłuchamy różnych historii i opinii, jesteśmy 2-3 kroki do przodu. To są rzeczy, których nie da się kupić. Żaden kurs nam tego nie da.
Wiele zmian zadziało się też w twoim życiu prywatnym. Na ile spokój w kwestiach rodzinnych czy przyjacielskich relacji pomaga w rozwoju?
Środowisko, w którym jesteśmy ma na nas ogromny wpływ. Możesz skończyć najlepsze uczelnie, rodzice mogą mówić ci, że jesteś najzdolniejsza, ale jeśli finalnie wylądujesz w środowisku, które ci nie sprzyja, jest toksyczne, rozwój będzie utrudniony. To po prostu nie wyjdzie. Nagle przestajesz w siebie wierzyć, wewnętrzny oszust odzywa się coraz głośniej.
Myślę, że wróciłam do bycia sobą po wielu latach nie bycia sobą. Ciężko powiedzieć o tym, ale mam wrażenie, że dziś jestem na dobrej drodze. Sytuacja prywatna to jedno, ale role, w które weszłam, sprawiły, że to nie działało. Teraz układam te puzzle na nowo i jest mi z tym bardzo dobrze. Spokój w głowie jest szalenie ważny. Wydaje mi się, że gdy środowisko jest niesprzyjające, to zagłuszamy też swoją intuicję. A przecież ona wie więcej niż głowa.
Nie mam wykształcenia biznesowego, ale bezgranicznie jej ufam.
Czujesz wsparcie innych kobiet czy częściej spotykasz się ze szpileczkami z ich strony? Masz obok siebie kobiety, które cię dopingują?
Ze szpileczkami spotykam się całe życie. Chyba każda z nas tak miała. Począwszy od najmłodszych lat. Myślę, że jest czas, abyśmy wszystkie sobie powiedziały, że to było, jest i będzie. Nie mamy na to wpływu. Mam grono kobiet, które mnie wspiera na co dzień. Są moje przyjaciółki, które zamawiają nierabatowane produkty z moich sklepów, zawsze mogę na nie liczyć, wygadać się, doradzić.
Wiem, że jestem trudną osobą w relacji. Bardzo dużo z siebie dam, ale do mnie często trzeba się dostosować. Były takie lata, że moja przyjaciółka wsiadała ze mną do auta i woziła mnie po mieście, żebyśmy załatwiały moje sprawy, ja wisiałam wtedy na telefonie. Ona po prostu przy mnie była. Wiedziała, że albo tak ze mną spędzi czas, albo w ogóle.
Najcenniejsze, co mam w życiu to moja przyjaciółka Agata, zawsze to powtarzam. To jest człowiek bez którego nie wyobrażam sobie swojego świata. Nie każdy ma takie szczęście, niesamowicie to doceniam. Dla mnie wspieranie kobiet nie jest pustym frazesem, staram się to robić w każdy możliwy sposób.
Rozmawiała Patrycja Ceglińska-Włodarczyk, dziennikarka Wirtualnej Polski